Fedora łatwo się aktualizuje do wyższego numeru. Jeśli jednak ktoś ma cień obaw, zawsze może zainstalować Fedorę w wersji Silverblue, gdzie problem z aktualizacją jest z technicznego punktu widzenia niemożliwy.
Ja osobiście na domowym komputerze przestałem widzieć potrzebę instalacji dystrybucji typu LTS, a tym samym Ubuntu nie wnosi dodatkowej wartości. LTS jest raczej dla informatyka zarządzającego 300 komputerami jednocześnie i przez to nie mogącego ogarnąć aktualizację wszystkich w krótkim czasie. Wówczas potrzebne jest LTS, by rozciągnąć aktualizację w czasie. A jak już darmowe LTS, to może Oracle Linux na bazie RHEL? RHEL ma wyższą niezawodność niż Debian i jego pochodne.
Wielokrotnie przeczytałem na forum, że Fedora jest bardziej zasobożerna od Ubuntu. Tutaj są dwie kwestie:
(1) Nie jestem przekonany, czy jest to prawdą w najnowszych wydaniach. Poza tym to Ubuntu w rozwija się ostatnimi laty w kierunku użycia hiperzasobożernego zfs, a nie Fedora. Fedora w wydaniach 33 i 34 wprowadza znaczące usprawnienia w obsłudze pamięci i prędkości odczytu dysku, których brakuje na Ubuntu. Jakakolwiek sława ciągnie się za Fedorą, przypuszczam, że benchmarki wszystko wywrócą już za 2 miesiące.
(2) Na każdym systemie w którymś momencie zasoby mogą się wyczerpać. Pytanie brzmi, co się stanie, gdy te zasoby się wyczerpią - będziemy komputer wyłączać przyciskiem i doprowadzimy do uszkodzenia danych, czy też system przywiesi się na parę sekund i sam odwiesi? W sytuacji krytycznego braku zasobów pamięci Fedora korzysta z szybkiego ZRAM (a Fedora 34 powiększy rozmiar jeszcze dwukrotnie), podczas gdy na Ubuntu jest klasyczny plik swap, który działa wolno. Ponadto Fedora domyślnie instaluje się na btrfs - możemy choćby i wyrwać wtyczkę z kontaktu w czasie kopiowania plików i nic w naszych danych nie powinno się uszkodzić. Ubuntu w nisko zasobożernej wersji na ext4 takiego bezpieczeństwa nie zapewnia.
Moim pierwszym Linuxem był czysty Debian. Zainstalowałem Debiana, gdyż przeczytałem, że jest najlepszy na świecie i nawet na stacji kosmicznej go mają. Przez dwa lata używałem Debiana zanim zacząłem się przesiadać na różne inne distra. Ale nie - teraz wiem, że szybko zmieniająca się Fedora jest zarówno lepiej doszlifowana w szczegółach niż "starannie doszlifowywany" Debian, jak stabilniejsza w działaniu niż "hiperstabilny" Debian. Instalując Ubuntu natomiast trzeba się zwyczajnie liczyć z tym, że wiele rzeczy nie będzie działało bez godzin wyszukiwania w sieci, jak to skonfigurować, a system będzie często wariował, np. eksplorator plików się w pewnym momencie nie uruchomi, albo się zawiesi, albo nie wiadomo co się wydarzy. Gorsze rzeczy niż na Ubuntu widziałem tylko na MX Linux, gdzie się uprawnienia potrafią samoistnie zmieniać.
Ilekroć widzę nazwisko Torvaldsa, mam ochotę przejść na FreeBSD lub OpenIndiana.
