Robię obrazy z dd, ale od razu kompresuję gzipem, więc one są mniejsze, niż czysty zrzut. Jak to w Linuksie, proste narzędzia, ale skuteczne.
W porównaniu z dd, fsarchiver ma jedną, ale bardzo istotną
zaletę:
- do ponownej (re)instalacji partycja na którą instaluje się obraz .FSA może być
dowolnej wielkości !
Oczywiście, nie mniejszej, niż ilość "zobrazowanych" danych...
Przyspiesza to w znaczny sposób pewne operacje....
- np. powiększenie partycji gpartetem, zależnie od ilości danych, trwa niekiedy, szczególnie na starszym sprzęcie, wiele godzin...
A i niebezpieczeństwo utraty danych z tym związanych jest znacznie większe...
Powrotne wgranie fsarchiverem to ułamek czasu potrzebnego w gparted.
Co się tyczy bezpieczeństwa, to fsarchiver już w trakcie robienia obrazu informuje o ewentualnych błądach, tak więc, wgrywanie bezbłędnie zrobionego obrazu można powielać w nieskończoność...
- w przeciwieństwie do gparteda, jeden błąd (np zanik napięcia) w trakcie przeprowadzania operacji powiększania/pomniejszania partycji i wszystko jest "nirwaną".
Co się tyczy nowego MX-19, jednego mi brakuje, a mianowicie, gtk2....
- wszystko bazuje już tylko na gtk3...
Należę do "tradycjonalistów" i od lat używam spreparowanych przez siebie "skórek", które opierają się na gtk2 i teraz nie mogę ich prawidłowo załadować, a nowe tendencje "flat" bardzo mnie drażnią...
- dlaczego linux ma być upodabniany wyglądem do microsoftskiego badziewia ?
Ale to nie "wina" MXa, ale debiana 10 (buster)...
- trzeba z tym "żyć"...