Tamatów kilka, aby nie zanudzać, mocno się streszczę:
1. Z programami nie mam problemów. Widać takie, jakich potrzebuję mam w linuksie. Także miałem. Bodaj jeden, jedyny, od którego nie znalazłem ostatnio, był aplikacją do naprawniania pendrive, który sam przeszedł w tryb read-only. Próbowałem jednak użyć na Win, ale również bez skutku, a zatem niewielka strata.
Nie przeczę jednak - istnieje spora ilość programów, zwłaszcza specjalistycznych, które są wyłącznie na Windows, MacOS itp. Pewnie są też jakieś, które są dostępne wyłącznie na linuksa.
Dla mnie tutaj im większy wybór tym lepiej. Podam jeden przykład – edycja video. Czasem chcę sobie jakiś program czy film z TV nagrać i zachować, tak jak się to dawniej robiło na taśmach VHS. Tylko że nie te czasy, nie VHS, no i przecież nie będę przechowywał starych reklam. Nagrywam na pendrive na tunerze DVB-T, który w przeciwieństwie do większości telewizorów nie koduje zapisu. Zadanie dla kompa: odczytać pliki w formacie tunera (ts), skonwertować na bardziej popularny format, żebym mógł odtwarzać na wszystkich swoich urządzeniach (telewizor, komp, smartfon i co tam się jeszcze nawinie). Zadanie wydaje się proste, jest mnóstwo programów, które to robią, zarówno pod Windows jak i pod linuksa (niektóre nawet przeniesione z linuksa na Windows), gdyby nie jedna „zagwozdka”. Długi zapis video tuner dzieli sobie na kilka plików. Przy odtwarzaniu na tym tunerze nie jest to problem, pliki są wczytywane po kolei, jest tylko maleńkie „zacięcie” na styku. Jednakże po konwersji chciałbym mieć jeden plik video i tu zaczynają się „schody”: wprawdzie programy potrafią łączyć pliki, ale w miejscu połączenia rozjeżdża się obraz z dźwiękiem. To wina tunera, bo na styku plików wrzuca uszkodzone klatki. Jednakże ani odcinanie tych granicznych fragmentów, ani inne kombinacje nie pomagają. Znalazłem tylko jeden program, komercyjny (ale możliwy do zdobycia w promocji za darmo), dla Windows, który sobie z tym radzi: potrafi „zamrozić” na chwilę ostatnią dobrą klatkę, utrzymując synchronizację dźwięku.
No i teraz mam dylemat, gdybym miał uczynić linuksa swoim głównym systemem. Znajdę program do edycji video który spełni moje wymagania, czy nie? A jak nie, to czy „szarpać się” z jakimś Wine (chyba małe szanse, zwłaszcza że przy konwersji video każdy dodatkowy „narzut” mocno się odczuwa – operacje mogą trwać wiele godzin)? Zostawić sobie Windows do tych zastosowań? A jeśli do tych, to dlaczego i nie do innych? Bo z zabawy plikami video rezygnować nie chcę.
Dla mnie podstawowa zasada, jaką się kieruję, to przede wszystkim dobrać wlaściwe narzędzie (aplikację, a w ślad za nią OS) do swoich potrzeb. Moje - w zakresie korzystania z komputera - zaspokaja z nawiązką system, który mam.
No właśnie, tylko jak wynika choćby z podanego przeze mnie powyżej przykładu, wybór właściwego narzędzia jest dla mnie nie zawsze oczywisty i wymaga wielu prób. Im wtedy większy wybór aplikacji, tym lepiej. Często też chcę mieć kilka aplikacji do wykonywania danego typu zadań, bo jedna może być „mocniejsza” przy jednym rodzaju czynności, inna przy innym.
Zaletą jest też dla mnie dostępność licznych niewielkich, wąsko specjalizowanych ale prostych w obsłudze aplikacji przeznaczonych do jednego, konkretnego zadania. Weźmy jako przykład grafikę. GIMP-em można zredukować szumy na fotografii, czy usunąć efekt „czerwonych oczu”, ale znalazłem dwie aplikacje (dla Windows), tylko do tego celu, działające niemal automatycznie. W dodatku o ile efekt redukcji „czerwonych oczu” wychodzi mi lepiej w GIMP-ie jak się bardzo postaram (ale nie zawsze warto aż tak się starać), to apka odszumiająca jest bezkonkurencyjna. Znajdę takie „zabawki” dla linuksa?
2. Sprzęt. Przez tych kilkanaście lat jeden raz spotkałem się, że linux czegoś nie obsłużył. Był to skaner, który sam kupiłem. Moja wina, bo pomyliłem sobie Plustek z Mustek, a przy skanerze, który zakupiłem wyraźnie było napisane (na SANE), że nie jest on obsługiwany.
Ze skanerem Plusteka też miałem kłopot, tylko że było wyraźnie napisane, że mój model
jest obsługiwany przez SANE. Był. Do rozdzielczości 100 dpi. Ustawienie wyższej rozdzielczości powodowało, że głowica skanująca jechała do samego końca i uderzała w ograniczniki, grożąc uszkodzeniem urządzenia. Próbowałem dwa razy w odstępie kilku lat. Nie pamiętam jaka była pierwsza dystrybucja, ale SANE w wersji 0.8.x. Za drugim razem to była Mandriva 2010 (SANE o ile pamiętam 1.0.x). Błąd nie został naprawiony. Podejrzewam, że jest powielany do dzisiaj w kolejnych wersjach SANE, ale mój skaner już zakończył żywot (świetlówka).
Skaner to jednak „małe piwo” w porównaniu ze sprzętem służącym do połączenia z internetem. Miałem kiedyś w stacjonarnym kompie czytnik kart PCMCIA (kontroler jeszcze na ISA), do którego wkładałem kartę Sierra AirCard 850 i łączyłem się przez sieć komórkową. Każdy Windows wykrywał mój czytnik jako standardowy kontroler PCMCIA (jak w laptopie), do modemu miałem firmowe oprogramowanie, więc tutaj bez problemów. Spodziewałem się jednak, że i pod linuksem uda mi się uruchomić ten sprzęt, zwłaszcza że miałem tzw. firmware do modemu. Nie tak prosto. Żadna dystrybucja linuksa nie była w stanie wykryć mojego kontrolera PCMCIA, a bez tego nie mogłem uruchomić modemu. Do czasu, aż wypróbowałem dystrybucję Mandriva. Kontroler został wykryty od razu po instalacji, wgrałem firmware, uruchomiłem modem, skonfigurowałem połączenie. Trochę z tym było kombinowania, zwłaszcza że Mandriva była dość „specyficzna”, ale zadziałało. Pytanie: dlaczego tutaj, a nie gdzie indziej? Wcześniej sprawdzałem kilka różnych dystrybucji, a przecież da się pod linuksem.
No ale Mandriva „padła”, a jej fork Mageia już nie rozpoznawał mojego kontrolera. O ile zaś można swobodnie używać starego Windows, o tyle nie da się używać starego linuksa. Nie ma repozytoriów, nie ma dostępu do oprogramowania, koniec, finito.
Na początku jeszcze się nie poddawałem i najbliżej byłem z Debianem (chyba edycja Lenny). Podczas instalacji mój modem PCMCIA, zareagował zaświeceniem diody, czyli kontroler został wykryty i podał zasilanie. Jednakże po instalacji – ciemno i głucho, kontroler nie był widoczny. Próbowałem pisać na forum Debiana, nikt mi nie pomógł, a sam nie jestem na tyle zaawansowany, żeby dokonać analizy, czego brakuje. Wiedzieć, że jest się blisko i nie móc zrobić kroku do przodu – zniechęcające.
To tylko dwie historie, zapewniam, że było ich o wiele więcej.
Hołduję zasadzie: kupuj sprzęt pod to, czego chcesz używać, a nie odwrotnie.
Rzecz w tym, że ja już mam sprzęt. System ma go obsłużyć i koniec. To nie znaczy, że nie mógłbym zrezygnować z obsługi jakiegoś (bardzo egzotycznego, bardzo starego lub mało funkcjonalnego) urządzenia, ale musiałbym mieć
bardzo ważny powód. Posiadanie linuksa tylko dlatego, że to linux, nie jest takim powodem.
A tak poza tym, to jestem jako „windziarz” starej daty przyzwyczajony do tego, że mogę kupić praktycznie dowolny (no może prawie) sprzęt dedykowany do PC i on zadziała. Mogę się więc kierować innymi kryteriami, jak chociażby ceną. Dla mnie to duża zaleta.
3. Dlaczego natomiast zrezygnowałem z Windows? Cóż, przestał bawić mnie system, na którym pracę rozpoczynałem od sprawdzenia, czy od ostatniej wizyty w internecie nie zadomowiło się jakieś dziadostwo (wirus, spyware cokolwiek),
Nigdy tego nie robię. Od tego jest ochrona w czasie rzeczywistym. Nie powiem, że nigdy mi się nic nie zadomowiło, ale ostatni raz to było chyba kilkanaście lat temu i sam byłem sobie winien, bo uruchomiłem podejrzany załącznik do maila, a antywirus nie zdążył zareagować. No i jeszcze kiedyś (ale to już w firmie) zetknąłem się z wirusem który potrafił dystrybuować się przez sieć, a nie zdążyła się jeszcze zainstalować najnowsza baza w programie antywirusowym. No wtedy, to było trochę zamieszania, ale przyszła nowa baza, szkodnika się wycięło, uszkodzone systemy z backupu odtworzyło i koniec. Żadnych większych strat, żadne istotne dane firmy nie zostały utracone. Życie „windziarza” to nie jest ciągła walka z wirusami, naprawdę.
Z drugiej strony jednak, to w internecie pornosów nie oglądam, „przedpremierowych” filmów nie szukam, cracków do gier nie ciągnę. Jeśli komuś internet służy głównie do tego, to faktycznie z Windows może być ciężko.
bo dość miałem rozmów z firmami, od których za ciężkie pieniądze kupowałem licencje, by słyszeć: no cóż, wiemy, że taki błąd jest, ale prawdopodobnie w następnej wersji (którą będę oczywiście również musiał kupić, bo żadnych ulg dla dotychczasowych nie ma) zostanie naprawiony (firmą była MS). No, ale cholera to jest program, który służy mi do pracy i nie mogę sobie pozwolić na to, by płacić za coś, co działa/może działać wadliwie. Jeśli zatem mam "chodzić po minowym polu", to wolę to robić na moich warunkach.
Firmy mają swoje wymagania. Czasem musi być MS i koniec. Ale w domu? Używam Windows i nie używam aplikacji od MS. Jest dużo alternatyw i dobre są. Niektóre nawet wieloplatformowe, albo wręcz przeniesione z linuksa, przy czym wiele z tych ostatnich wcale nie pracuje gorzej pod Windows niż pod linuksem. Zdarzało mi się porównywać.
4. Nigdy przed linuksem nie stawiałem warunku, by był on dla mnie "darmową alternatywą Windows".
Może nie do końca tak. Nawet system którego szukam nie musi być darmowy (byle nie bardzo drogi, bo ma być do domu i nie będzie zarabiał na siebie). Ale że szukam systemu, który mógłby być alternatywą dla Windows 10 i następcą Windows XP, to fakt. W największym stopniu, jak to tylko możliwe, bez wielkich ustępstw jeśli chodzi o funkcjonalność.
5. Aha, zapomniałbym: "wydajność". Cóż, zawsze na linuksie działało mi się wydajniej niż na Windows, albowiem system + niezbędne oferowanie, umożliwiające moje bezpieczeństwo, w przypadku tego pierwszego miało o niebo mniejsze zapotrzebowania na zasoby.
której mogę ufać, a której wcale, która wciska kit, a która jest wobec użytkowników fair itd. itp.
No to mam mój Windows XP i mojego MX-a na tym samym kompie. Wprawdzie niewiele się jeszcze bawiłem na tym MX-ie, jakaś poczta pod Thunderbirdem, jakieś strony pod Firefoxem, jakiś tekst w Libre Office edytowałem, ale żebym zauważył jakąś spektakularną różnicę, to nie. Nawet taki Thunderbird uruchamia mi się i działa trochę szybciej pod Windows. Fakt, że w trochę starszej wersji (dla mnie całkowicie wystarczającej), ale pod MX-em nie zrobię w „normalny” sposób downgrade-u Thunderbirda, więc porównuję, co mam. Z drugiej strony filmy z internetu pod Firefoksem chodzą płynniej na MX-ie, ale multimedia w Firefoksie były zawsze „skopane”, a najnowszej wersji pod WinXP mieć nie mogę. Do multimediów pod Windows używam Chromium i jest dużo lepiej. W każdym razie wyraźnej przewagi linuksa nie obserwuję.
Natomiast dawniej było gorzej. Jako że cały czas mam założenie, że linuks ma zastąpić Windows i to nie ten w danym momencie najnowszy, to testowałem na o wiele słabszym sprzęcie. Wtedy aplikacje pod linuksem uruchamiały mi się i działały mniej więcej dwa razy wolniej niż pod Windows. Tylko że wtedy porównywałem z Windows 98 (XP miał jeszcze wsparcie, więc był wystarczająco „nowoczesny”, żeby go nie wymieniać), a to naprawdę „lekki” system.
No i jeszcze jeden aspekt, dotyczący słabego sprzętu: co się stanie z systemem, jeśli zabraknie zasobów, zwłaszcza pamięci, bo użytkownik otworzył za dużo aplikacji, albo okien w przeglądarce, albo jednego i drugiego? Łatwo się domyślić, że wtedy oba systemy się „zatkają”. Jednak o ile Windows zachowuje jakieś minimum responsywności, pozwalając użytkownikowi wyplątać się z pułapki, to jak już linux zacznie „rzeźbić” po swapie – można czekać godzinami, a restart w takim momencie to rozwalenie systemu na bank.