Na wątek wpadłem przypadkowo. Zapewne to spóźnione, ale wtrącę swoje "3 grosze"
Panowie, to nie tak prosto powiedzieć "możliwe, czy nie możliwe". Wszystko zależy od rodzaju wirusa. Pod jaki system jest pisany, co jest jego "zadaniem", na którym poziomie ma "zaatakować" itd, itp.
Jako tako, wirusów na OS Linux na szczęście jest bardzo niewiele. A jeśli już jakiś istnieje, czy ew. się pojawi, system ten jest tak skonstruowany, że, zakładając, iż, dostanie się on z poziomu usera, nie jest w stanie zrobić wielkich szkód w systemie. Co najwyżej, polikwiduje/zaszyfruje itd account (pliki) danego usera. Przy prawidłowo i regularnie robionych backupach nie powinno stanowić to wielkiego problemu.
Co innego "złapać" jakiegoś szpiegującego robaka. Ten może "pracować" długo i niezauważony. W końcu, przynajmniej teoretycznie, każdy user ma "wyjście na świat". Ale tak, czy owak, dotyczyć to może tylko "zakażonego" usera. Przy prawidłowej "obsłudze" systemu, t.j. przy nieaktywnym accouncie roota ("root:*:..." w "shadow" pod /etc/ ), kiedy programy rozwijane są tylko za pomocą sudo w terminalu, systemowi nie grozi nic szczególnego.
Mając powyższe na uwadze i zakładając, iż pytanie dotyczy wirusów pod windę, można spokojnie odpowiedzieć, iż takie zagrożenie praktycznie nie istnieje. Nawet w przypadku, gdy udostępnimy wirtualnej maszynie dostęp do jakiegoś katalogu pod naszym accountem, to i tak wirus nie jest w stanie niczego złego uczynić. Proszę wziąść pod uwagę, że format naszego system to najczęściej EXT4, a wirusy pod windę oczekują FATów, lub NTFSów. To, że przy udostępnionym katalogu, wirt. maszyna "widzi" rzeczywiste pliki, nie oznacza, że system EXT4 może być zmanipulowany z pozimu wirtualnego windowsa. W rzeczywistości, to Virtualbox (zakładam, że o nim mowa) "czyta" udostępniony katalog i pliki i "udostępnia" je dla windy. Wirus, jako tako nie ma bezpośredniego dostępu do dysku.
Oczywiście, zakładam, że wirtualna maszyna izolowana jest od naszej rzeczywistej sieci (jeśli takową posiadamy). W takim przypadku, poprzez sieć, szczególnie, gdy używamy "samby" (co jest właściwie standardem w linuxach) wirus pisany pod windę, którego celem i sposobem migracji jest atakowanie w sieci, może być bardzo niebezpieczny.
Jako ciekawostkę, powiem, iż po pojawieniu się "WannaCry" https://pl.wikipedia.org/wiki/WannaCry
przetestowałem sobie dokładnie to świństwo na wirtualnym Win7. Zadnych problemów. Oczywiście, wirtualna maszyna była odizolowana od sieci rzeczywistej.
Dla testu utworzyłem sieć wirtualną (pod Virtualboxem) z 3 win7, i udostępniłem pojedyńczym maszynom po jednym katalogu testowego usera (format EXT4).
Wszystkie maszyny wirus zablokował, w testowanych katalogach wszystko OK, nawet pliki były nie naruszone.